Od kilku dni za drewutnią słychać bliskie i głośne pohukiwanie sowy. Trzeba będzie sprawdzić na CD, kto zacz: puchacz, włochatka czy jeszcze jakaś inna sówka.
Dotychczas miałam tylko jedno spotkanie pierwszego stopnia z sową – za dnia. Kilka lat temu podczas spaceru z psem podeszłam do starej gruszy pośrodku pola (niedługo potem złamała się na pół) i oglądałam z bliska rzeźbę jej kory, resztki drabiny i jakiejś konstrukcji u góry – kiedy nagle furgotnęło stamtąd wielkie ptaszysko. Miała prawie metr rozpiętości skrzydeł. Zakołowała i przysiadła całkiem niedaleko. Asa ją pogoniła – wówczas odleciała dalej.
Byłam tak zaskoczona, że nie zdążyłam się jej przyjrzeć.
Jesienią byliśmy na slajdowisku Adama Tabora „Sowy”. Niezapomniane wspomnienia. No i zaskoczenie, że taki niepozorny ptasi temat ściągnął na widownię kina Luna tłumy. Mazury prowadzą „Terrę Incognitę”, i to oni byli organizatorami. Tabor prowadził narrację. Podobno wydał album o sowach.