Muchołówka wcale nie żałobna

niedziela, 20 maja 2018, 01:05

Tylko tak się ponuro nazywa. Poza tym ptak jest wesoły i śliczny. Dawniej nazywano go muchołówką czarnogłową – dla odróżnienia od muchołówki szarej.
Po łacinie Ficedula hypoleuca, w innych językach jeszcze inaczej: pied flycatcher, Trauerliegenschnaepper, gobe-mouche noir, muchołowka-piestruszka (A, N, F, R).
Polska nazwa – muchołówka żałobna – dotyczy w zasadzie tylko upierzenia starego samca, który jest czarno-biały. Wierzch czarny, poza białym „lusterkiem” na skrzydle, brzuszek jaskrawobiały. Samiczki są szarawo-białe. Młode z kolei są szarobrązowe, obficie nakrapiane.
Bardzo to ruchliwy ptaszek, więc dość trudno zrobić mu zdjęcie. Siada na jakimś słupku czy gałązce, a po chwili już jest przy gnieździe z dziobem pełnym owadów.
Ładnie śpiewa, choć nie zawsze potrafię odróżnić jej głos.
Jan Sokołowski pisze:

Gdy z końcem maja kontrolowałem sztuczne dziuple, przekonałem się, że w dziuplach, przy których samce zachowywały się cicho, były już gniazda z jajami, natomiast dziuple, przy których samce śpiewały, pozostały puste i samicy także nie było. Widocznie śpiewały o tej spóźnionej porze jeszcze tylko te samce, któe nie zdobyły sobie samicy, natomiast dla samców posiadających samicę i gniazdo śpiew już stracił znaczenie.

Kopciuszki nasze małe

środa, 29 maja 2013, 19:08
jaja kopciuszka

Jaja kopciuszka – 8 maja

Kopciuszki bywają u nas od lat. Tego roku uwiły gniazdko w warsztacie – wewnątrz leżącej gdzieś na półce liny.

Wysiadywanie jaj - 12.V

Wysiadywanie jaj – 12.V

Podczas wysiadywania jaj bywało dość chłodno. Rodzice niepokoili sie, gdy ktoś wchodził do pomieszczenia.

20-V - wykluły sie cztery maleństwa!

20-V – wykluły sie cztery maleństwa!

To dopiero początek – zobacz, co jest dalej »

Pisklaki

czwartek, 20 maja 2010, 13:10

Sikory bogatki już wyprowadziły młode. Kiedy podchodzę do budki i zakrywam na chwilę wlot, ze środka już nie wydobywa się pisk piskląt czekających na rodziców niosących pokarm.
Modraszki gniazdowały w tym roku pod okapem w szczelinie, której nie zdążyliśmy zatkać.
Pod gąsiorem dachu swoje gniazdo zmieściła pliszka szara. Jeszcze donosi jedzenie swoim dzieciakom.
Najwyraźniej gdzieś u nas mieszka też muchołówka szara, ale nie odkryliśmy jej gniazda. W szczelinach ukryte jest też gniazdo kopciuszka.
Tuż za płotem w niewielkim sosnowym lasku mieszkają obok siebie sójki i gnieździ się kos (na fotografii obok). Przedwczoraj straszny rwetes oznajmił nam, że sójka atakowała młode kosy – niestety, uważa je za bardzo dobre pożywienie dla swoich piskląt.
Wczesnym rankiem na skoszonym trawniku pojawia się u nas parka drozdów śpiewaków – ale nie wiemy, gdzie ukryły swoje gniazdo. W ubiegłym tygodniu podejrzeliśmy parkę kowalików – to rzadki widok (poza okresem zimowym, kiedy pojawiają się przy karmniku).

Młode boćki

czwartek, 16 lipca 2009, 21:50

Młode boćki mają jeszcze czarne dzioby


Teraz czekają na posiłek, który wkrótce przyniosą im rodzice.


Po nocnej burzy pozostało na polach niezebrane siano – harcują tam żaby, a na nie polują bociany.

Wspomnienie lata

poniedziałek, 1 września 2008, 04:57

Bociek na latarni

Bociek odlatuje

Gniazdo we wsi

Dwa pierwsze zdjęcia zrobiłam latem w pobliskich wioskach. Okolica obfituje bowiem w bocianie gniazda, a większość z nich co roku jest zasiedlana przez pary boćków; na ogół dochowują się one kilkorga młodych. 

Niektóre gniazda są już ogromne – o wysokości grubo ponad pół metra. A niektóre dopiero powstają. Bociany usiłują zaadaptować do tego celu nie tylko przyszykowane dla nich platformy, ale nawet przydrożne latarnie…

Ostatnia fotografia jest jak najbardziej aktualna – puste gniazdo w blasku zachodzącego słońca fotografowaliśmy przed dwoma dniami.

Mądre kosy!

środa, 18 czerwca 2008, 23:50

Wczoraj już właściwie odżałowaliśmy lęg kosów (patrz: Koniec tej historii). Dzisiaj obserwowaliśmy tylko kosową, ale nie karmiła młodych, tylko tak sobie chodziła po trawie, czasem skubnęła jekiegoś robala i tyle.
Po południu usłyszeliśmy z domu straszny ptasi rwetes. Wyjrzeliśmy przez okno, a tam dwa kosy atakują sójkę, która lotem pikującym celuje w szarą plamę na trawniku. Pisklak?!?! Tak! Widać jeden jednak się uchował! 😀 😀 😀

pisklę kosa




drabina przy gnieździe




gniazdo (sorry za kiepską jakość)




kosowa mama


Wybiegliśmy przed dom, płosząc sójkę, ale też płosząc bezradnego malucha. Wyraźnie nie jest jeszcze przygotowany do latania i po prostu wypadł z gniazda. Zlokalizowaliśmy psa, wzięłam aparat i ledwo znalazłam pisklę, które podskakując szybko znalazło miejsce, w którym wtapiało się w otoczenie. Proszę tylko zerknąć na pierwszą fotografię.
No tak, pisklak jest już dość duży, na tyle duży, że rodzice sami go nie zaniosą do gniazda…

gniazdo w rozwidleniu gałęzi


Przystawiliśmy więc długaśną drabinę i – łamiąc zasadę niewtrącania się – dzielnie wdrapałam się około 3-4 metry ku gniazdu (żółta strzałka). Nie było to łatwe, bo jedna ręka zajęta była pisklęciem. Ale udało się. Mało tego: na samej górze okazało się, że w gnieździe są jeszcze inne pisklęta! Nie powiem ile – ale ze 3-4 co najmniej. „Moje” pisklę było bardzo ruchliwe, natomiast te w gnieździe jakby śnięte i płasko ułożone na dnie. Ale oddychały spokojnie. Włożyłam szybko pisklaka gniazda i poprosiłam o aparat.
To jeszcze nie koniec przygód: kiedy zeszłam kilka szczebli, by sięgnąć po aparat, ten sam pisklak znowu wyleciał z gniazda i łupnął na trawę pod brzozą. Cóż robić? Mąż najpierw podał mi aparat, a potem pisklę. Powiedziałam groźnie, że trzeci raz już nie będę go zanosić do gniazda i chyba uwierzyło 🙂

Zdjęcia z gniazda są kiepskie: byłam zbyt blisko i nie czułam się swobodnie na czubku drabiny… W każdym razie po prawej jest „mój” pisklak, a po lewej da się wypatrzeć w głębi gniazda szare piórka jego braciszka.
Potem z niepokojem obserwowaliśmy się wzajemnie: my kosy, a one nas. Najbardziej obawialiśmy się porzucenia gniazda – zdarza się to ptakom: po ludzkiej ingerencji po prostu porzucają gniazdo i budują nowe gdzie indziej… Najpierw przyleciał pan kos, niedługo potem jego żona. Niby wszystko było więc już OK, ale… dlaczego one nie karmiły młodych?!
Ja rozumiem, że musiały pilnować gniazda, bo sójka czyha. Ale cały czas? No i te małe, które widziałam takie śnięte… Przecież muszą jeść! Czegoś tu nie rozumieliśmy. Przecież Natura jest mądra.
Z jednej strony cieszyliśmy się jak dzieci, że są pisklęta, że sójka ich nie porwała, ale z drugiej z niepokojem obserwowaliśmy kosią rodzinkę – czemu rodzice ich nie karmią, jak poprzednio? Tak było przez ładnych parę godzin.
Kiedy jednak słońce zaczęło zachodzić, mąż zawołał mnie do ogrodu: tata-kos siedział na gnieździe, zaś mama-kosowa zbierała w sadzie dżdżownice. Po chwili role się zmieniły: mama karmiła młode, a tata szukał jedzonka. Podejrzewamy więc, że mądre kosy odczekały, aż sójki pójdą spać i dopiero wówczas wzięły się za karmienie. Wcześniej niemrawe pisklęta zapewne po prostu spały pod skrzydłami mamusi, chronione przez złym okiem sójki.
Wieczorem, gdy podlewałam ogródek, kosowa mama usiadła na płotku i tak sympatycznie mi się przyglądała…

Koniec tej historii

poniedziałek, 16 czerwca 2008, 14:32

Niestety, wygląda na to, jak poniżej dopisała Ewa, że sójka potraktowała gniazdo kosa jak stołówkę.

Smutna kosowa


Smutna samiczka kosa na pustym gnieździe. Albo siedzi tu, albo na gałęzi wyśpiewuje bardzo smutną pieśń. To nie są już owe wygwizdywane radośnie fletowe piosenki. Przestała już zbierać robale, nie widać też jej czarnego męża, który często zmieniał ją przy wysiadywaniu.
Na pewno młode jeszcze nie wyfrunęły same: w księgach wyraźnie napisano, że w gnieździe winny pozostać 12-14 dni, a rodzice powinni je karmić przez 3 tygodnie. Tydzień nie minął od wyklucia.
Kruszewicz pisze, że straty w lęgach kosów sięgają 40%. U Sokołowskiego czytam, że tylko 40% młodych wyrasta szczęśliwie. No cóż, c’est la vie.
Kosy niedługo zapomną swój dramat i przystąpią do następnego lęgu. W ciągu roku miewają po kilka lęgów: w marcu-kwietniu, w czerwcu, a czasem jeszcze w sierpniu. Żeby tylko znalazły sobie lepsze miejsce na gniazdo – przecież sójka nie odpuści.

Wykluły się małe kosy

niedziela, 15 czerwca 2008, 12:34

W tym tygodniu w gnieździe na brzozie rozpoczął się ruch.

Na tym zdjęciu jeszcze pan kos siedzi na gnieździe. Na zmianę z mamą wysiadywał jaja 🙂


Teraz młode już się wykluły. Gniazdo jest jednak na tyle głębokie, że z poziomu fotografa piskląt w nim nie widać. Może jak podrosną?

To zdjęcie jest późniejsze, z piątku: pani kosowa z dziobem pełnym dżdżownic jeszcze na chwilę zeskoczyła z płota i wyciągnęła kolejnego robala, by po chwili podfrunąć do gniazda i obdzielić rozwarte dzióbki.


Oboje rodzice na zmianę przylatują karmić młode: czarny tato i brązowo ubarwiona mama kosowa.
Niestety, dzisiaj widzieliśmy, jak sójka wykorzystała chwilową nieobecność rodziców-kosów, usiadła na gnieździe i porwała stamtąd jednego pisklaka. Nic nie mogliśmy zrobić, gdy przeleciała nad nami do sadu z kwilącym kosiątkiem w dziobie. Nie lubię sójki 🙁
Przedwczoraj wśród sosnowych gałęzi za płotem dojrzałam dorosłego dzięcioła pstrego karmiącego młodzika – tak dzióbek w dzióbek 🙂

Podlotki

niedziela, 8 czerwca 2008, 23:40

Nazajutrz po poprzednim wpisie młode sójki zaczęły opuszczać rodzinne gniazdo.

Podlot sójki

Pierwszy podlot wykonał swój pierwszy lot niedaleko: z gniazda na konarze nad drewutnią prawie spadł na dach drewutni. Dłuższą chwilę trwał tam oszołomiony. Musieliśmy uważać, bo wzbudził zainteresowanie psa… Zobaczcie, jaki ma jeszcze krótki ogonek 🙂

Kolejne dwie sójki

Po chwili na trawie znalazły się kolejne dwa podloty. Pies musiał zostać zamknięty, a młode sójki przeniesione na teren ogródka niedostępny dla psa. Były nieco przerażone, ale lepsze to, niż zostać posiłkiem Asy…
Na gnieździe wypatrzyliśmy jeszcze trzy młodziki — więc w sumie sójka odchowała szóstkę pisklaków.
Dzielna mama dość natarczywie cały czas obstawiała budkę modraszki (niestety, sójki karmią swoje młode również pisklętami drobniejszych gatunków), a podloty skakały po gałęziach sosen, robiąc przy tym sporo wrzasku.

Młode sójki

sobota, 7 czerwca 2008, 02:20

Młode sójki niedługo opuszczą gniazdo.

Pisklęta sójki


Pisklęta wyraźnie przestają się mieścić w gnieździe. Ciekawe, skąd sójki wiedziały, jak duże gniazdo zbudować? Przecież najpierw budują gniazdo, a dopiero potem samiczka znosi jaja… Tym razem w gnieździe jest co najmniej czworo piskląt, a wydaje się nawet, że pięcioro.

gniazdo sójki


Do tego zdjęcia wdrapałam się na pokojową drabinę kilka metrów od gniazda. Zawsze byłam metr wyżej. Niestety, gałęzie skutecznie uniemożliwiają zrobienie wyraźniejszej fotografii. Przy tym gniazdo jest prawie na końcu ruchomej gałęzi sosny i kołysze się z każdym powiewem wiatru. Taka naturalna kołyska dla maluchów.

starsze zapiski »