6:00 rano. Wyszłam do ogrodu, a tu nade mną po zamglonym porannie niebie przeleciała ogromna chmura gawronów (Corvus frugilegus). Miała kilkanaście metrów szerokości i kilkadziesiąt metrów długości. Leciały wysoko i byłyby niemożliwe do rozpoznania, gdyby nie ciągłe krakanie, które pamiętam jeszcze z warszawskiego Marymontu. Z zachodu na wschód – to zapewne wracały do domu rosyjskie gawrony, które do nas przylatują na zimę „do ciepłych krajów” (hi, hi).
W Trietiakowce eksponowany jest piękny, choć ponury obraz „????? ?????????” Sawrasowa (ryc. obok).
Nota bene: Nie mogłam przypomnieć sobie nazwiska malarza, którego obraz ????? ????????? pamiętam ze szkolnego podręcznika języka rosyjskiego i z wycieczki do Galerii Tretiakowskiej w Moskwie. Wygooglałam je więc (Aleksiej Kondratiewicz Sawrasow, 1830-97, obraz z r. 1871).
No tak. Na Marymoncie nad kanałkiem przy Gwiaździstej było takie miejsce ulubione przez gawrony, gdzie pod drzewami nie można było bezpiecznie przejść bez parasola: pac-pac-pac, guano padało!