Dawno nie pisałam tu o modraszce, a przecież całą zimę widzimy ich wiele za oknami – wiedzą, że znajdą tu pełne karmniki. Obok sikor bogatek to najczęstsze zimowe ptaki.
Sikora modra, modraszka zwyczajna (Cyanistes caeruleus) jest rozpoznawalna nie tylko po kolorze, ale przede wszystkim po niebieskiej czapeczce z białym jakby otokiem. Kolorowe ubarwienie sprawia, że modraszka uznawana jest za milutkie stworzenie, podczas gdy jej wrodzona czupurność często doprowadza rywali do ustępstw, choćby w walce o nowe gniazdko.
Latem modraszki odżywiają się głównie owadami, ich jajami i larwami. Są wówczas o wiele mniej widoczne, niż przy karmniku. Niekiedy nie widujemy ich tygodniami, podczas gdy zimą pojawiają się codziennie.
Profesor Jan Sokołowski pisał, że z powodu krótkich skrzydełek modraszka nie umie dobrze latać, dlatego unika pokonywania większych przestrzeni.
Na tej fotografii wyraźnie widać, że szybowanie nie jest mocną stroną sikory modrej – wręcz przeciwnie, odpychając się od wiatru, składa pióra wzdłuż ciała i pędzi niczym pocisk.
Kojarzy mi się to z pływaniem tzw. strzałką na basenie…
Niedługo nasze modraszki zaczną zasiedlanie budek lęgowych, w kwietniu będą słać w nich gniazda z mchu i z sierści naszych psów (wiosną psy linieją i gubią mnóstwo sierści – która się tu nie marnuje). Budki dla tych małych ptaszków powinny mieć otwór o średnicy 27-28 mm (większy zaprosi inne ptaki).
Podobny do zięby, ale wyraźnie inny. W naszym mazowieckim ogrodzie pojawił się w kwietniu – podczas dziwnego w swej intensywności opadu śniegu, kiedy już wydawało się wszystko rosnąć i cieszyć wiosną.
Przez dwa dni śnieg zasypał połowę Mazowsza. Znowu ruszyły karmniki przy domach i wtedy właśnie wśród naszych swojskich zięb pojawiły się jery. To ich okres przelotów – ze Skandynawii do południowej Europy.
Rzadki to u nas gość, chociaż gile są w naszym kraju dość popularne. Ostatnie zdjęcie gila w naszym ogrodzie zrobiłam równo 10 lat temu – w styczniu 2011 roku. Wtedy również nieco o nim napisałam.
Nie sądziłam wówczas, że tak długo przyjdzie nam czekać na następne spotkanie z tym jakże kolorowym niewielkim ptaszkiem. Wydaje się, że również on – jak przed paroma tygodniami kwiczoł – przyleciał zwabiony kolorowymi owocami ognika. W każdym razie oba te ptaki zobaczyłam najpierw na tym krzewie.
Owoce ognika przypominają z daleka jarzębinę. IX’2020
Koleżanka z Augustowa pisze, że u niej są częste. Może ten gil skorzysta z naszych świerków i jałowców i znajdzie sobie tu odpowiednie miejsce na gniazdo. Chciałabym, ale wyraźnie gile bywają tu przelotnie. Ponoć zazwyczaj mieszkają bardziej na północy Europy i wczesną wiosną wracają na gniazdowanie z cieplejszych, południowych stron.
Na chwilkę tylko zajrzał. Przyszybował. Ale rozpostarte szeroko skrzydła naprawdę imponują. Jego siąg skrzydeł wynosi 110-130 cm!
Zdjęcie tylko dokumentacyjne, z ręki, przez okno. Czujnie obserwował nas, karmniki i psiaki. Po drugim pstryknięciu odleciał.Myszołów Buteo buteo należy do rodziny jastrzębiowatych. Niekiedy przylatuje drażnić sąsiadów hodujących gołębie. U nas czai się na drobne ptaszki przy karmnikach. Jest zima, więc norniki, gady i płazy (jego ulubiony pokarm) rzadko pojawiają się na ziemi – jeszcze wszędzie leży śnieg.
W naszej okolicy sporo jest ptaków należących do rodziny drozdów:
Kos Turdus merula jest tu cały rok – zimuje i gniazduje.
Drozd śpiewakTurdus philomelos pojawia się wiosną, zakłada gniazdo, pięknie śpiewa na całą okolicę (niektórzy myślą, że tak pięknie potrafią śpiewać tylko słowiki – a nieprawda!), przywołując drozdowe panny, po czym odchowują lęg i odlatują jesienią.
Kwiczoł Turdus pilaris widziany był w tym roku po raz pierwszy (!) – zapewne dlatego, że zwabiliśmy go niedawnym nasadzeniem krzewu ognika z jaskrawymi owocami. Dwa kwiczoły ze smakiem pałaszowały te jagody, ale spłoszyły się przed zrobieniem fotografii.
Kopciuszek Phoenicurus ochruros – od wiosny do jesieni co roku jest ich więcej. Wyraźnie dobrze im tutaj.
Pleszka Phoenicurus phoenicurus – rzadziej niż kopciuszka, ale też widujemy je coraz częściej.
Rudzik Erithacus rubecula – chyba najmniejszy z drozdowatych, bardzo sympatyczny.
Samiczka kosa, styczeń 2021
Ta panna kosowa często przesiaduje na wierzbie za oknem, przy którym pracuję i pozwala się fotografować do woli. Ma stąd blisko do karmnika. Pod oknem trzpiotowate sikory i kowaliki rozrzucają ziarno słonecznika, więc warto poczekać.
Zaprzyjaźniamy się coraz bardziej. Chyba mi ostatnio zagwizdała:
– Jestem Kasia, a ty? 🙂
Często pojawia się jej partner – kruczoczarny brunet z jaskrawo pomarańczowym dzióbkiem. Każda by się zakochała 🙂
Poniżej wiosenne zdjęcie sprzed roku – widać, że kos dba o zaopatrzenie rodziny.
Tylko tak się ponuro nazywa. Poza tym ptak jest wesoły i śliczny. Dawniej nazywano go muchołówką czarnogłową – dla odróżnienia od muchołówki szarej.
Po łacinie Ficedula hypoleuca, w innych językach jeszcze inaczej: pied flycatcher, Trauerliegenschnaepper, gobe-mouche noir, muchołowka-piestruszka (A, N, F, R).
Polska nazwa – muchołówka żałobna – dotyczy w zasadzie tylko upierzenia starego samca, który jest czarno-biały. Wierzch czarny, poza białym „lusterkiem” na skrzydle, brzuszek jaskrawobiały. Samiczki są szarawo-białe. Młode z kolei są szarobrązowe, obficie nakrapiane.
Bardzo to ruchliwy ptaszek, więc dość trudno zrobić mu zdjęcie. Siada na jakimś słupku czy gałązce, a po chwili już jest przy gnieździe z dziobem pełnym owadów.
Ładnie śpiewa, choć nie zawsze potrafię odróżnić jej głos.
Jan Sokołowski pisze:
Gdy z końcem maja kontrolowałem sztuczne dziuple, przekonałem się, że w dziuplach, przy których samce zachowywały się cicho, były już gniazda z jajami, natomiast dziuple, przy których samce śpiewały, pozostały puste i samicy także nie było. Widocznie śpiewały o tej spóźnionej porze jeszcze tylko te samce, któe nie zdobyły sobie samicy, natomiast dla samców posiadających samicę i gniazdo śpiew już stracił znaczenie.
Dopiero na następnym zdjęciu widać kilka ceglastych piórek na piersi – tak! To będzie rudzik. Dzisiaj przyleciał z rodzicami do ogrodu i pozwolił Ogrodnikowi na dość długą sesję zdjęciową 🙂
Rudzik – Erithacus rubecula
ang. European Robin
niem. Rotkehlchen
fr. Rouge-gorge
ros. Zarianka malinowka 😉
Wróbel mazurek Passer montanus L.
Ptaszki to wsesołe – rozćwierkane i rozszczebiotane wróble mazurki (proszę zwrócić uwagę na plamki na ich policzkach – to główna różnica pomiędzy nimi a zwykłymi wróblami).
Zdjęcie jest z wiosny, ale w lipcu nasze mazurki właśnie karmią drugi w tym roku lęg i wszędzie ich pełno, tudzież pełno pisku piskląt.
Są na wsiach, zastępując wróbla domowego. Coraz ich jednak mniej – na wsiach nie ma dla nich pokarmu, jak bywało dawniej, zawsze się posilały przy kurach i innym ptactwie domowym, a dzisiaj na wsi i o widok kury ciężko. Nawet i miastowe wróble zanikają – wypierane przez rybitwy i wrony-gawrony-kawki. Może śmietniki w XXI wieku są nazbyt porządnie zamykane?
Ostatnio w Warszawie widuję wróble głównie latem na tarasie KFC, jak dojadają frytki i panierkę.
Zaś wsiowe mazurki cieszą oko i ucho…