W skali

piątek, 17 października 2008, 06:14

Mały ptaszek tylko buduje gniazdo i karmi pisklaka – ale prowadzi to do nieoczekiwanych skutków w większej skali:

Drapol – błotniak stawowy

wtorek, 2 września 2008, 20:50

Całkiem niedawno – 19 sierpnia – zrobiliśmy serię fajnych zdjęć.

Dokumentacyjnie:
Wykadrowane zdjęcia – w kolejności pstrykania.

Na wszystkich jest ten sam ptak, którego wypatrzyliśmy, gdy przysiadł na rżysku, a potem kołował nad nami.

Wspomnienie lata

poniedziałek, 1 września 2008, 04:57

Bociek na latarni

Bociek odlatuje

Gniazdo we wsi

Dwa pierwsze zdjęcia zrobiłam latem w pobliskich wioskach. Okolica obfituje bowiem w bocianie gniazda, a większość z nich co roku jest zasiedlana przez pary boćków; na ogół dochowują się one kilkorga młodych. 

Niektóre gniazda są już ogromne – o wysokości grubo ponad pół metra. A niektóre dopiero powstają. Bociany usiłują zaadaptować do tego celu nie tylko przyszykowane dla nich platformy, ale nawet przydrożne latarnie…

Ostatnia fotografia jest jak najbardziej aktualna – puste gniazdo w blasku zachodzącego słońca fotografowaliśmy przed dwoma dniami.

Mądre kosy!

środa, 18 czerwca 2008, 23:50

Wczoraj już właściwie odżałowaliśmy lęg kosów (patrz: Koniec tej historii). Dzisiaj obserwowaliśmy tylko kosową, ale nie karmiła młodych, tylko tak sobie chodziła po trawie, czasem skubnęła jekiegoś robala i tyle.
Po południu usłyszeliśmy z domu straszny ptasi rwetes. Wyjrzeliśmy przez okno, a tam dwa kosy atakują sójkę, która lotem pikującym celuje w szarą plamę na trawniku. Pisklak?!?! Tak! Widać jeden jednak się uchował! 😀 😀 😀

pisklę kosa




drabina przy gnieździe




gniazdo (sorry za kiepską jakość)




kosowa mama


Wybiegliśmy przed dom, płosząc sójkę, ale też płosząc bezradnego malucha. Wyraźnie nie jest jeszcze przygotowany do latania i po prostu wypadł z gniazda. Zlokalizowaliśmy psa, wzięłam aparat i ledwo znalazłam pisklę, które podskakując szybko znalazło miejsce, w którym wtapiało się w otoczenie. Proszę tylko zerknąć na pierwszą fotografię.
No tak, pisklak jest już dość duży, na tyle duży, że rodzice sami go nie zaniosą do gniazda…

gniazdo w rozwidleniu gałęzi


Przystawiliśmy więc długaśną drabinę i – łamiąc zasadę niewtrącania się – dzielnie wdrapałam się około 3-4 metry ku gniazdu (żółta strzałka). Nie było to łatwe, bo jedna ręka zajęta była pisklęciem. Ale udało się. Mało tego: na samej górze okazało się, że w gnieździe są jeszcze inne pisklęta! Nie powiem ile – ale ze 3-4 co najmniej. „Moje” pisklę było bardzo ruchliwe, natomiast te w gnieździe jakby śnięte i płasko ułożone na dnie. Ale oddychały spokojnie. Włożyłam szybko pisklaka gniazda i poprosiłam o aparat.
To jeszcze nie koniec przygód: kiedy zeszłam kilka szczebli, by sięgnąć po aparat, ten sam pisklak znowu wyleciał z gniazda i łupnął na trawę pod brzozą. Cóż robić? Mąż najpierw podał mi aparat, a potem pisklę. Powiedziałam groźnie, że trzeci raz już nie będę go zanosić do gniazda i chyba uwierzyło 🙂

Zdjęcia z gniazda są kiepskie: byłam zbyt blisko i nie czułam się swobodnie na czubku drabiny… W każdym razie po prawej jest „mój” pisklak, a po lewej da się wypatrzeć w głębi gniazda szare piórka jego braciszka.
Potem z niepokojem obserwowaliśmy się wzajemnie: my kosy, a one nas. Najbardziej obawialiśmy się porzucenia gniazda – zdarza się to ptakom: po ludzkiej ingerencji po prostu porzucają gniazdo i budują nowe gdzie indziej… Najpierw przyleciał pan kos, niedługo potem jego żona. Niby wszystko było więc już OK, ale… dlaczego one nie karmiły młodych?!
Ja rozumiem, że musiały pilnować gniazda, bo sójka czyha. Ale cały czas? No i te małe, które widziałam takie śnięte… Przecież muszą jeść! Czegoś tu nie rozumieliśmy. Przecież Natura jest mądra.
Z jednej strony cieszyliśmy się jak dzieci, że są pisklęta, że sójka ich nie porwała, ale z drugiej z niepokojem obserwowaliśmy kosią rodzinkę – czemu rodzice ich nie karmią, jak poprzednio? Tak było przez ładnych parę godzin.
Kiedy jednak słońce zaczęło zachodzić, mąż zawołał mnie do ogrodu: tata-kos siedział na gnieździe, zaś mama-kosowa zbierała w sadzie dżdżownice. Po chwili role się zmieniły: mama karmiła młode, a tata szukał jedzonka. Podejrzewamy więc, że mądre kosy odczekały, aż sójki pójdą spać i dopiero wówczas wzięły się za karmienie. Wcześniej niemrawe pisklęta zapewne po prostu spały pod skrzydłami mamusi, chronione przez złym okiem sójki.
Wieczorem, gdy podlewałam ogródek, kosowa mama usiadła na płotku i tak sympatycznie mi się przyglądała…

Koniec tej historii

poniedziałek, 16 czerwca 2008, 14:32

Niestety, wygląda na to, jak poniżej dopisała Ewa, że sójka potraktowała gniazdo kosa jak stołówkę.

Smutna kosowa


Smutna samiczka kosa na pustym gnieździe. Albo siedzi tu, albo na gałęzi wyśpiewuje bardzo smutną pieśń. To nie są już owe wygwizdywane radośnie fletowe piosenki. Przestała już zbierać robale, nie widać też jej czarnego męża, który często zmieniał ją przy wysiadywaniu.
Na pewno młode jeszcze nie wyfrunęły same: w księgach wyraźnie napisano, że w gnieździe winny pozostać 12-14 dni, a rodzice powinni je karmić przez 3 tygodnie. Tydzień nie minął od wyklucia.
Kruszewicz pisze, że straty w lęgach kosów sięgają 40%. U Sokołowskiego czytam, że tylko 40% młodych wyrasta szczęśliwie. No cóż, c’est la vie.
Kosy niedługo zapomną swój dramat i przystąpią do następnego lęgu. W ciągu roku miewają po kilka lęgów: w marcu-kwietniu, w czerwcu, a czasem jeszcze w sierpniu. Żeby tylko znalazły sobie lepsze miejsce na gniazdo – przecież sójka nie odpuści.

Wykluły się małe kosy

niedziela, 15 czerwca 2008, 12:34

W tym tygodniu w gnieździe na brzozie rozpoczął się ruch.

Na tym zdjęciu jeszcze pan kos siedzi na gnieździe. Na zmianę z mamą wysiadywał jaja 🙂


Teraz młode już się wykluły. Gniazdo jest jednak na tyle głębokie, że z poziomu fotografa piskląt w nim nie widać. Może jak podrosną?

To zdjęcie jest późniejsze, z piątku: pani kosowa z dziobem pełnym dżdżownic jeszcze na chwilę zeskoczyła z płota i wyciągnęła kolejnego robala, by po chwili podfrunąć do gniazda i obdzielić rozwarte dzióbki.


Oboje rodzice na zmianę przylatują karmić młode: czarny tato i brązowo ubarwiona mama kosowa.
Niestety, dzisiaj widzieliśmy, jak sójka wykorzystała chwilową nieobecność rodziców-kosów, usiadła na gnieździe i porwała stamtąd jednego pisklaka. Nic nie mogliśmy zrobić, gdy przeleciała nad nami do sadu z kwilącym kosiątkiem w dziobie. Nie lubię sójki 🙁
Przedwczoraj wśród sosnowych gałęzi za płotem dojrzałam dorosłego dzięcioła pstrego karmiącego młodzika – tak dzióbek w dzióbek 🙂

Podlotki

niedziela, 8 czerwca 2008, 23:40

Nazajutrz po poprzednim wpisie młode sójki zaczęły opuszczać rodzinne gniazdo.

Podlot sójki

Pierwszy podlot wykonał swój pierwszy lot niedaleko: z gniazda na konarze nad drewutnią prawie spadł na dach drewutni. Dłuższą chwilę trwał tam oszołomiony. Musieliśmy uważać, bo wzbudził zainteresowanie psa… Zobaczcie, jaki ma jeszcze krótki ogonek 🙂

Kolejne dwie sójki

Po chwili na trawie znalazły się kolejne dwa podloty. Pies musiał zostać zamknięty, a młode sójki przeniesione na teren ogródka niedostępny dla psa. Były nieco przerażone, ale lepsze to, niż zostać posiłkiem Asy…
Na gnieździe wypatrzyliśmy jeszcze trzy młodziki — więc w sumie sójka odchowała szóstkę pisklaków.
Dzielna mama dość natarczywie cały czas obstawiała budkę modraszki (niestety, sójki karmią swoje młode również pisklętami drobniejszych gatunków), a podloty skakały po gałęziach sosen, robiąc przy tym sporo wrzasku.

Młode sójki

sobota, 7 czerwca 2008, 02:20

Młode sójki niedługo opuszczą gniazdo.

Pisklęta sójki


Pisklęta wyraźnie przestają się mieścić w gnieździe. Ciekawe, skąd sójki wiedziały, jak duże gniazdo zbudować? Przecież najpierw budują gniazdo, a dopiero potem samiczka znosi jaja… Tym razem w gnieździe jest co najmniej czworo piskląt, a wydaje się nawet, że pięcioro.

gniazdo sójki


Do tego zdjęcia wdrapałam się na pokojową drabinę kilka metrów od gniazda. Zawsze byłam metr wyżej. Niestety, gałęzie skutecznie uniemożliwiają zrobienie wyraźniejszej fotografii. Przy tym gniazdo jest prawie na końcu ruchomej gałęzi sosny i kołysze się z każdym powiewem wiatru. Taka naturalna kołyska dla maluchów.

Modraszka zapracowana

środa, 4 czerwca 2008, 00:04

Modraszki uwijają się jak w ukropie.

Karmiąca modraszka


Para naszych modraszek pracowicie karmi młode, które kwilą na cały ogród, gdy tylko któreś z rodziców zbliży się do budki. Przy tym stale uważać muszą na kręcącą się w pobliżu sójkę.

Karmiąca modraszka

Na drugiej fotografii – rzadki widok: modraszka wykorzystuje ogon do podparcia, jak to zwykle robią dzięcioły. Proszę jednak zwrócić uwagę, że nie siedzi ona na kołku, ale – chcąc głębiej sięgnąć dziobem do środka, obydwoma łapkami przytrzymuje się otworu budki. W tej sytuacji ogon bardzo się przydaje 🙂

Młode kopciuszki

piątek, 30 maja 2008, 21:59

Kolejne pisklęta opuszczają gniazda.

młody kopciuszek


Są już pierwsze kopciuszki. Jest ich dość dużo w całym ogrodzie. Wyglądem przypominają mamę – ojciec-kopciuszek ma ciemne podgardle. Siedział pewnie przy kominie i umorusał się sadzą. Wszystkie zaś mają rude ogonki, którymi tak śmiesznie potrząsają.

portret młodego kopciuszka


>Oto drugi portret tegoż młodego kopciuszka. Jeszcze ma sporo puchu zamiast dorosłych piór.
Prawdopodobnie wyszedł z gniazda pod dachem werandy, którego nigdy nie widzieliśmy – tak jest zakamuflowane.

drozd śpiewak


Coraz częściej też pojawia się drozd śpiewak – ale nie wiemy, gdzie założył gniazdo. W miejscu ubiegłorocznego nie ma nic. Może jeszcze uda się nam podejrzeć. Co roku wyprowadzają u nas młode, więc pewnie i tym razem nie będzie inaczej.

« nowsze zapiskistarsze zapiski »